Byłem, choć dojazd wymagał nie lada wysiłku, droga z Krzyża odśnieżona ale wąska jak licho, stając przy jednej krawędzi, ledwo starczyło miejsca na pełne otwarcie drzwi. Na miejscu zostawiłem samochód na środku drogi, zwinąłem szpej i na dół. Pierwszy krok i zapadłem się w śniegu po kolana... Kiedy przedarłem się w końcu na dół okazało się, że wszystko pokryte jest grubą warstwą białego puchu. Wściekły na zimę, przeklinając wszystko na czym świat stoi zrobiłem zwrot o 180 stopni i pognałem do domu.
Zdaje się, że trzeba będzie poczekać na wiosenną odwilż, ale razem ze śniegiem stopnieje pewnie lód...